Z dziejów Christianitas#3 – Lekarze, rycerze, żeglarze (2)

Z dziejów Christianitas#3 – Lekarze, rycerze, żeglarze (2)

Ranek 7. września 1565 roku wydawał się być takim samym jak wiele poprzednich dla topniejącej, liczącej już nie więcej niż 4.000 żołnierzy załogi ledwo się trzymającego Fortu Świętego Anioła i w zasadzie już nieistniejącego Fortu Świętego Michała. Wielu z nich spodziewało się, że może być to ich ostatnia jutrznia, bowiem choć i siła naporu wroga oraz częstotliwość jego szturmów znacznie osłabły, to mury miejskie Birgu i Senglei w wielu miejscach były wysokości najwyżej kamiennych „płotów” odgradzających od siebie obejścia na Wyspie. Spodziewano się ostatecznego ciosu, zaczynał się wszakże czwarty tydzień czwartego miesiąca oblężenia. Cios ów jednak nie nastąpił. Tegoż ranka bowiem, w tym samym miejscu, w którym nieco ponad półtora tysiąca lat wcześniej rozbił się statek przewożący Świętego Pawła, apostoła narodów, do Rzymu, tym razem szczęśliwie wylądowało około 8.000 ludzi, którzy pod sztandarami z Krzyżem Burgundii, z okrzykiem „Santiago! Espana!”, natarli na co najmniej trzykrotnie liczniejsze siły niewiernych, przychodząc obrońcom w wielki sukurs (przeszedł on do historii jako Gran Soccorso). Z twierdz wypadli im ze wsparciem nieliczni, acz ożywieni nadzieją Rycerze. Pohańcy zebrali się jeszcze do ostatniej obrony, ale byli już tak wyczerpani niepowodzeniami oblężenia, że mimo przewagi liczebnej ich dowódca, admirał Piali Pasza nakazał odwrót na zagrożone hiszpańską blokadą i zatopieniem statki. Do 11. września wszyscy tureccy żołnierze opuścili wyspę. Wielkie oblężenie Malty było skończone. Czytaj dalej„Z dziejów Christianitas#3 – Lekarze, rycerze, żeglarze (2)”

Recenzje ze świata idei#3 – „Ciepły oddech” – między basem a poezją

Recenzje ze świata idei#3 – „Ciepły oddech” – między basem a poezją

Tym razem recenzja dość nietypowa, bo… albumu muzycznego i to współczesnego. Zapraszam do lektury.

Nigdy nie spodziewałem się, że będę pisał recenzję tego rodzaju muzyki. Ba, nie spodziewałem się, że w ogóle będę jej słuchał. Nawet teraz, gdy postanowiłem napisać tten wpis, musiałem spytać autora, jaki w zasadzie jest to gatunek (odpowiedział „rytmicznie to dubstep, tyle że nie ma aż tak inwazyjnego basu”). Gustuję raczej przede wszystkim w muzyce dawnej, zwłaszcza średniowiecznej (szczególnie polecam Libre Vermell de Montserrat – pieśni maryjne z XIV w. z narodowego sanktuarium Katalonii), choć późniejszą klasyką również nie pogardzę. Zawsze jednak ceniłem też muzykę, można powiedzieć, prawicową, można nawet rzec, patriotyczną (acz niewątpliwie nie był to tak zwany patriotyzm odpustowy czy gimnazjalny, raczej refleksyjny). Dzięki Jackowi Kowalskiemu poznałem Jacka Kaczmarskiego, a dzięki Kaczmarskiemu – Gintrowskiego, zresztą samodzielne płyty tego ostatniego odkryłem… niecały miesiąc przed jego śmiercią. Od razu się zakochałem w muzyce barda ze Stargardu, szczególnie w jego kompozycjach do wierszy Zbigniewa Herberta (ale również do zapomnianego Krzysztofa Marii Szaniawskiego, w tym przepięknej, i jak to zwykle u tego autora, tajemniczej i nie do końca zrozumiałej „Kantyczce [bez ptaka]”, czy kompletnie mi nieznanego Marka Tercza – tu z kolei jakże gorzkie i co gorsza trafne „Jeszcze dzień”). „Potęga smaku” była dla mnie niemal czymś w rodzaju osobistego hymnu. Tak też, w czasie któregoś z licznych odsłuchań „Raportu z oblężonego miasta”, znalazłem to… Czytaj dalej„Recenzje ze świata idei#3 – „Ciepły oddech” – między basem a poezją”

Z dziejów Christianitas #2 – Lekarze, rycerze, żeglarze (1)

Z dziejów Christianitas #2 – Lekarze, rycerze, żeglarze (1)

Myślałem, czy by nie napisać relacji z niedawnej podróży na Maltę i umieścić ją w dziale „Podróże z historią”. Niestety, ze smutkiem zauważam, że nie bardzo byłoby o czym pisać. Jeśli Malta uchodzi za jeden z najbardziej katolickich krajów w Europie, to znaczy, że z katolicką Europa jest bardzo niedobrze. Powierzchownie owszem – na ulicach i w domach królują symbole chrześcijańskie, coraz bardziej jednak pozbawiane treści. Na mszę w jednym z kurortów przyszło sporo ludzi, fakt, ale większość z nich nie uklęknęła nie tylko na podniesienie przed komunią, co jest powszechne choćby we Włoszech, ale nawet i na przeistoczenie! Z kolei na mszy w katedrze w stolicy Malty – Valettcie, było bardzo niewielu ludzi, głównie starszych. Na uliczce Rabatu – największego miasteczka mniejszej wyspy-siostry Malty – Gozo, uraczyła mnie swym widokiem ufundowana przez rząd tabliczka informująca o przyjazności Malty dla… homoseksualistów. Całości obrazu dopełnia wszechobecny bałagan, zarówno urbanistyczny, jak i zwykłe, nieposprzątane śmieci, liczne niszczejące zabytkowe domy. Zdaje się, że wszelka produkcja, w tym produkcja rolna i rybołówstwo umarły na Malcie. W XIX wieku obie wyspy prawie w całości były pokryte bawełną – dziś zdaje się, że żyje się tam głównie z turystyki i zysków z posiadania jednego z bardziej liberalnych praw morskich na Świecie i w konsekwencji jednej z największych liczb zarejestrowanych statków pod swoją banderą. Smutny to obraz, dlatego postanowiłem spojrzeć jednak nieco w przeszłość i przypomnieć historię pewnej organizacji, której Malta zawdzięczała okres swojej największej świetności. Czytaj dalej„Z dziejów Christianitas #2 – Lekarze, rycerze, żeglarze (1)”

Podróże z wiarą i rozumem #1 – Kościół w dobie postmodernizmu

Podróże z wiarą i rozumem #1 – Kościół w dobie postmodernizmu

Ze względu na swój charakter wpis ten nie pasuje za bardzo ani do „Podróży z historią” ani do „Fidem ratione”, przypisuję go tedy do obu tych kategorii.

24.07.2016 r. Atlas Arena Łódż

Tłum ludzi. W zasadzie to nie tłum – rozumiany jako bezkształtna, chaotyczna masa, lecz bardzo liczne, a zarazem całkiem zdyscyplinowane i zorganizowane grono (w porównaniu z tym co zobaczyłem potem w sumie nie aż tak liczne, ale o tym niżej). Były owszem, jakieś przyśpiewki, okrzyki, ale nieinwazyjne, z płyty hali możliwe do obserwacji nieuczestnicząco. Potem krótka pantomina, nieco zbyt ekspresyjna jak dla mnie, a przez to zbyt mało refleksyjna, niemniej raczej ortodoksyjna. Po czym nastąpiła msza. Msza na 15.000 ludzi. Czytaj dalej„Podróże z wiarą i rozumem #1 – Kościół w dobie postmodernizmu”

Fidem ratione#3 – rewolucyjność posłannictwa chrześcijańskiego

Fidem ratione#3 – rewolucyjność posłannictwa chrześcijańskiego

Mt 21

A gdy się przybliżali ku Jeruzalem, i przyszli do Bethphage, do góry oliwnéj, tedy Jezus posłał dwu uczniów, Mówiąc im: Idźcie do miasteczka, które jest przeciwko wam, a natychmiast najdziecie oślicę uwiązaną i oślę z nią; odwiążcie i przywiedźcie mi. A jeźliby wam kto co rzekł, powiedzcie, iż Pan ich potrzebuje: a zarazem puści je. A to się wszystko stało, aby się wypełniło, co jest powiedziano przez proroka mówiącego: Powiedzcie córce Syońskiéj: Oto król twój idzie tobie cichy, siedzący na oślicy i na oślęciu, synu podjarzemnéj. Szedłszy tedy uczniowie, uczynili, jako im rozkazał Jezus. I przywiedli oślicę i oślę i włożyli na nie odzienia swoje, a jego wsadzili na nie. A rzesza bardzo wielka słali szaty swoje na drodze, a drudzy obcinali gałązki z drzew i na drodze słali. A rzesze, które uprzedzały, i które pozad szły, wołały mówiąc: Hosanna synowi Dawidowemu! błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. Hosanna na wysokościach! 10 A gdy wjechał do Jeruzalem, wzruszyło się wszystko miasto, mówiąc: Któż to jest? 11 A lud mówił: Ten jest Jezus prorok, z Nazareth Galilejskiego.

Jakże często i łacno zapominamy o powyższym fragmencie, przysłoniętym nieco ledwie późniejszym cieniem Krzyża i Światłem Zmartwychwstania. W tym kontekście łatwo nam interpretować to wydarzenie jako li tylko wyraz obłudy żydów, którzy dopiero co kłaniali się Panu, by pięć dni później go lżyć i opluwać. Nawet jeśli uznamy, że to my tak naprawdę bywamy, czy może po prostu często jesteśmy jako ci żydzi, to i tak nie odczytujemy całej głębi tego fragmentu. A jest on owszem przestrogą, ale też i… wzorem. Czytaj dalej„Fidem ratione#3 – rewolucyjność posłannictwa chrześcijańskiego”

Fidem ratione#2 – krzyż

Fidem ratione#2 – krzyż

Początkowo miałem zamiar opublikować ten wpis w Niedzielę Miłosierdzia. Wspominać o Męce Pańskiej w Oktawie Wielkanocnej? Okresie największej radości w roku liturgicznym? Jak najbardziej. Przecież cała ta radość nie miałaby sensu, gdyby nie ofiara Pana Naszego Jezusa Chrystusa za nas. Ofiara, która otworzyła nam bramy nieba, ofiara, w której Chrystus wziął na siebie nasze grzechy. Ofiara, w której najpełniej wyraziła się miłość Boga, w której objawił On nam istotę miłości i dał nam jej doskonały wzór. To śmierć na Krzyżu jest osią naszej wiary, Zmartwychwstanie jest tylko jej dopełnieniem, owszem koniecznym, ale właśnie po to by symbolika Krzyża, niewinnej ofiary, mogła w pełnić objawić swoje znaczenie i chwałę Boga. Warto porównać, jak zdawkowa jest Ewangelia odczytywana w Dzień Zmartwychwstania, a jak rozbudowana ta z Liturgii Męki Pańskiej. Zresztą każda Msza Święta jest żywą i realną Ofiarą Chrystusa, pamiątką jego śmierci i Zmartwychwstania. Każdy zaś, kto choć raz odmówił Koronkę do Miłosierdzia Bożego wie, że właśnie dzięki Męce Bóg zsyła na nas zdrój łask, z którego wszyscy  możemy korzystać.

Ostatecznie jednak piszę te słowa w Święto Zwiastowania Pańskiego. Czy w pierwszej tajemnicy radosnej, jakże odległej w czasie od Męki Pana Naszego, również ukryty jest Krzyż? Jak najbardziej! Najświętsza Maria Panna już wtedy wzięła go na swe ramiona. Ona pierwsza poszła za Chrystusem, ofiarowała mu całe swoje życie, zanim jeszcze się narodził. Święty Józef, jako mąż sprawiedliwy, chciał ją odprawić, nie w ramach represji lecz właśnie po to, by uchronić ją przed represjami społeczeństwa (Mt 1, 19). Dzisiaj zapewne doradzano by jej tak zwaną „aborcję” (zgodnie bowiem z art. 316 Izraelskiego Kodeksu Karnego dziecko nienarodzone można zabić między innymi w wypadku, gdy pochodzi ono z pozamałżeńskiej relacji lub gdy matka ma mniej niż 18 lat – te dwie przesłanki były spełnione w wypadku Marii). Gdy na czyjeś słowa „Błogosławiony żywot, który cię nosił, i piersi, któreś ssał.” Chrystus odpowiada ” I owszem, błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go.” (Łk 11, 27-28) to w żadnym wypadku nie umniejsza roli swej Matki – wręcz przeciwnie, stawia nam ją za wzór właśnie jako tę, która od samego początku, aż do końca była Mu posłuszna i wierna Bogu. Wierność ta zaprowadziła Maryję aż pod Krzyż, gdzie przeżyła Mękę tak samo, jak Jej Syn. Czytaj dalej„Fidem ratione#2 – krzyż”

Recenzje ze świata idei#2 – „Zmartwychwstały” – przeciętny film o czasach Chrystusa, ciekawy film o współczesności

Recenzje ze świata idei#2 – „Zmartwychwstały” – przeciętny film o czasach Chrystusa, ciekawy film o współczesności

Dzięki uprzejmości mojego kolegi było mi dane (bodajże) 01. marca b.r. wziąć udział w przedpremierowym pokazie filmu „Zmartwychwstały”. Owa Amerykańska produkcja próbuje podejść do najważniejszego wydarzenia w historii chrześcijaństwa (a właściwie to w historii całego świata) w niekonwencjonalny sposób, czyniąc głównym bohaterem rzymskiego oficera Claviusa, podwładnego Poncjusza Piłata, któremu ów zleca przeprowadzenie śledztwa w związku ze zniknięciem ciała Chrystusa z grobu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że podobny motyw był osią innego filmu: „The Inquiry” (dosłownie „śledztwo”, w Polsce jednak wyświetlany pod nazwą „Nowe imperium”), koprodukcji włosko-hiszpańsko-amerykańsko-bułgarskiej z 2006 roku. Tam jednak główny bohater (Tytus Taurus) jest wysłannikiem samego cesarza Tyberiusza, do którego miały dojść wieści o nowej, prężnie rozwijającej się sekcie, a akcja dzieje się później – po zesłaniu Ducha Świętego i wyznaczeniu diakonów.

Wracając zaś do „Zmartwychwstałego” sądzę, że już na samym początku trzeba stwierdzić jedną rzecz – nie jest to dzieło na miarę „Pasji”. Piszę to po to, by uchronić przed ewentualnymi rozczarowaniami. Obawiam się, że jeszcze długo wszystkie „wielkanocne” filmy będą poddawane temu porównaniu. Nic zresztą dziwnego – „Pasja” Mela Gibsona jest dziełem monumentalnym, wybitnym zarówno technicznie, jak i teologicznie, na wskroś katolickim (!) i imponującym dbałością o szczegóły (począwszy od języków mówionych). „Zmartwychwstały” nawet nie próbuje się mierzyć z tym fenomenem (wszyscy bohaterowie mówią po angielsku), miast tego opowiada nam swoją historię. Świadomi powyższego zastrzeżenia, przyjrzyjmy się jej mocnym i słabym stronom.  Czytaj dalej„Recenzje ze świata idei#2 – „Zmartwychwstały” – przeciętny film o czasach Chrystusa, ciekawy film o współczesności”

Z dziejów Christianitas#1 – Normanowie – obrońcy wiary i papiestwa

Z dziejów Christianitas#1 – Normanowie – obrońcy wiary i papiestwa

(ilustracja w tytule – Robert Guiscard otrzymuje od papieża Grzegorza VII koronę księcia Apulii)

Jedną z konsekwencji przyjścia Jezusa Chrystusa na świat było rozszerzenie Bożego wybrania na wszystkie narody. Od tego czasu wielokrotnie, tak jak za pierwszym razem Żydzi, różne ludy to szerzyły wiarę i broniły jej, to odchodziły od niej, a ich miejsce zajmowali dotychczasowi poganie i barbarzyńcy, którzy podejmowali się tego zadania z nadzwyczajną gorliwością. Jednemu z takich przypadków jest poświęcony ten wpis.

Normanowie – wikingowie (prawdopodobnie od vi –zatoka lub to viking – iść na zbój) pochodzą od ludów, które nie wzięły udziału w wielkiej wędrówce ludów i pozostały w swoich dawnych siedzibach na Jutlandii i południu Skandynawii. Zostali oni nazwani Germanami Północnymi. Podzielili się na cztery grupy. Swionowie – Szwedzi (zwani na słowiańszczyźnie Waregami) żyli na wschodzie Płw. Skandynawskiego w dzisiejszej środkowej Szwecji. Na ziemiach Gotalandii i wyspie Gotlandii osiedli Goci, a po zachodniej stronie Gór Skandynawskich Norwegowie (od norweg – północna droga). Skanię, Fionię, Zelandię i Jutlandię zamieszkiwali zaś Duńczycy. Ludy te wykształciły wspólny dla wszystkich, system religijny, który zakładał istnienie trzech warstw wszechświata: bogów, ludzi oraz istot podziemnych i umarłych. Polegli w boju wojownicy gromadzili się w Walhallii, gdzie u boku boga Odyna czekali na ostatnią bitwę świata – ragnarök. Koniec VIII w. był dla ludów nordyckich czasem powstawania organizacji państwowej. Względne przeludnienie prowadziło do różnicowania majątkowego. Znaczenie społeczne zaczęli zyskiwać bogaci „panowie” (dront), członkowie starszyzny – jarlowie i wodzowie zbrojnych drużyn. Najpotężniejszych z nich zaczęto tytułować królami (konung). Warunki w jakich żyli Normanowie nie sprzyjały uprawom zbóż, musieli więc trudnić się hodowlą, łowiectwem i rybołówstwem. Po nawiązaniu relacji handlowych z bardziej rozwiniętymi gospodarczo państwami zauważyli, że dobrym źródłem utrzymania może być rozbój. Czytaj dalej„Z dziejów Christianitas#1 – Normanowie – obrońcy wiary i papiestwa”

Fidem ratione#1 – niewiasty u grobu

Fidem ratione#1 – niewiasty u grobu

Fidem ratione – dosłownie „wiarę rozumem”. Człowiek nie może poznać Boga sam z siebie – jego natura jest tak niezmierzona i doskonała, że to Bóg musi wpierw się nam objawić. Skoro jednak to uczynił, skoro znamy Jego naturę, możemy, a nawet powinniśmy i musimy używać naszego rozumu, po to by zgłębiać to poznanie, odnosić do swego życia i zmieniać swe życie zgodnie z nim, bronić tego poznania przed heterodkosją oraz szerzyć je publicznie wobec naszych bliźnich. Właśnie o tym będzie ta seria – o zgłębianiu, obronie i niesieniu wiary za pomocą i z pomocą rozumu. Będzie to zapis moich własnych, prywatnych dociekań i każdego, kto będzie miał do nich jakiekolwiek obiekcje, proszę o ich wyrażenie. Być może w ten sposób dojdziemy razem do Prawdy.

Mt 28 (biblia Wujka)

A w wieczór sobotni, który zaświta na dzień pierwszy szabbatu, przyszła Marya Magdalena i druga Marya oglądać grób.  A oto się stało wielkie drżenie ziemie; albowiem Aniół Pański zstąpił z nieba i przystąpiwszy, odwalił kamień i siedział na nim. A było wejrzenie jego jako błyskawica, a odzienie jego jako śnieg. A od bojaźni jego stróże przestraszeni są i stali się jakoby umarli. A odpowiadając Aniół, rzekł niewiastom: Nie bójcie się wy; bo wiem, iż Jezusa, który ukrzyżowany jest, szukacie. Niemasz go tu; albowiem powstał, jako powiedział. Chódźcie, a oglądajcie miejsce, gdzie był położony Pan. A prędko idąc, powiedzcie uczniom jego, iż powstał: a oto uprzedza was do Galilei, tam go ujrzycie. Otom wam przepowiedział. A wyszły prędko z grobu z bojaźnią i z radością wielką, bieżąc, aby opowiedziały uczniom jego. A oto Jezus potkał się z niemi mówiąc: Bądźcie pozdrowione. A one przystąpiły i ujęły nogi jego i pokłon mu uczyniły. 10 Tedy im rzekł Jezus: Nie bójcie się, idźcie, oznajmijcie braciéj mojéj, aby poszli do Galilei: tam mię ujrzą.

Częstokroć czytając i rozważając Pismo Święte przyjmuję następujące metodę (zapewne zresztą mało oryginalną) – skupiam się na jakimś wątku, choćby marginalnym (zdaniu, czasem nawet słowie), pozornie czysto prozaicznym, zastanawiam się jednak czemu właśnie ono tam się znalazło. Każde słowo w Biblii nie jest przypadkowe. Wątkiem, który tym razem skupił moją uwagę, jest kwestia, czemu to niewiasty jako pierwsze spotkały Pana Jezusa u grobu i czemu to przez nie Chrystus obwieścił apostołom i światu swoje Zmartwychwstanie. Ktoś kiedyś zażartował, że to po to, by wieść mogła szybko się roznieść (ze względu na stereotypową gadatliwość niewiast), ktoś mógłby rzec, że dlatego, że to one pierwsze dotarły do Grobu. Sądzę, że kwestia ta jednak jest dużo bardziej doniosła i ma daleko idące konsekwencję społeczne. Czytaj dalej„Fidem ratione#1 – niewiasty u grobu”

Recenzje ze świata idei#1 – „1714 -The Case of the Catalans” -zmierzch „długiego średniowiecza”, triumf „realpolitik”

Recenzje ze świata idei#1 – „1714 -The Case of the Catalans” -zmierzch „długiego średniowiecza”, triumf „realpolitik”

Spór o to, co jest kulturą, a co nie, trwa od bardzo dawna. Ścierają się w nim różne teorie socjologiczne i estetyczne. Być może najłatwiej jest powiedzieć – wszystko, co jest dziełem człowieka (albo nawet i nie człowieka, a przynajmniej nie jest powszechnie za takie uważane – na przykład płeć według tzw. teorii „gender”, które to słowo swoją drogą oryginalnie oznaczało rodzaj gramatyczny) jest kulturą. Zapewne definicja taka ma swoje uzasadnienie. Ja ośmielę się jednak trochę ją dookreślić. Za kulturę uważałbym tedy wszystko, co otacza człowieka i kształtuje go, ma wpływ na jego mentalność i wrażliwość. Skutki, jakie wywołują poszczególne dzieła kultury w tych sferach będą tedy przedmiotem mojej analizy w tej serii wpisów.

Niewątpliwie gry jak najbardziej zaliczają się do takiej jak przedstawiona wyżej definicji kultury, zresztą nie sposób im również odmówić często tak zwanych „wartości artystycznych” (które, jak sądzę, miałaby polegać na wywoływaniu reakcji zachwytu u odbiorcy). Co jest jednak istotne, to to, że gracz, wcielając się w swoją rolę angażuje się dużo bardziej niż przeważnie bierny widz, czytelnik czy słuchacz. Oczywiście nie znaczy to, że osoba, która „gra w strzelanki” będzie zabijała ludzi, jak uważa szczęśliwie coraz mniej osób. Gdy jednak komuś coś sprawia przyjemność, to zawsze tworzy się jakaś więź między nim a jej źródłem, która wpływa na jego wrażliwość i jego dążenia. Te same bodźce (mające to samo źródło) mogą jednak wywoływać zupełnie różne skutki, w zależności od postawy tego kto do nich podchodzi (i jego już ukształtowanej wrażliwości). Ten, kto „się strzela”, gdyż czuje pociąg do cnót żołnierskich lub ma ochotę na rycerską rywalizację z kolegą, z pewnością postępuje zupełnie inaczej pod względem moralnym, niż ten, kto to robi, bo pociąga go rozkład i zniszczenie.

Zostawmy jednak te, może nieco zbyt pretensjonalne, rozważania na boku i przejdźmy do obiektu recenzji. Będzie nim, niedawno przez mnie zakupiona (i póki co niestety rozegrana tylko raz) gra planszowa „1714: The Case of the Catalans”. Czytaj dalej„Recenzje ze świata idei#1 – „1714 -The Case of the Catalans” -zmierzch „długiego średniowiecza”, triumf „realpolitik””